*Laura*
Z rozpaczy zasnęłam Rossowi na kolanach. Chłopak obudził mnie kiedy lekarz wyszedł z sali. Na mnie tylko spojrzał morderczym wzrokiem chcąc dać mi jasno do zrozumienia iż nie życzy sobie tego bym wrzeszczała. Oparłam się więc pokusie. Blondyn poprosił grzecznie lekarza o udzielenie nam informacji. Shailene została przewieziona na oddział obserwacyjny. Dosłownie uratowałam jej życie a lekarze nie mieli wątpliwości iż była to próba samobójcza. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć . Kiedy pozwolono mi do niej wejść nie chciałam. Poszłam na sam dach budynku, sama. Chciałam pomyśleć o tym wszystkim . Spojrzałam w górę na rozgwieżdżone niebo i napisałam do mamy o tym co się stało. Traktuję moją przyjaciółkę jak siostrę i do naszej 18 to ona była z nią odpowiedzialna, bo Shay nie ma rodziców. Zapewne niedługo razem z moją siostrą Vanessą i ojcem tu przyjadą. Zaczęłam się zastanawiać co mogło ją skłonić do tak nienormalnego i głupiego czynu. Przecież mogłam ją stracić! Co ona ukrywa?! Przecież jeśli nie wiem co się stało i co ją tak wewnętrznie gnębi nie będę potrafiła my pomóc. Fakt.. ona jest tajemnicza czasami jej nie poznaję. Bywają dni że gdzieś znika, a potem wraca głodna i brudna nie odzywając się do nikogo.. po czasie wraca do normalności. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to że może pomiędzy nią a Theo rozwinęła się rozmowa na temat ich związku. Oni oboje się kochają to widać .. nie rozumiem więc dlaczego cierpią będąc osobno skoro mogliby najzwyczajniej w świecie do siebie wrócić. Zadzwoniłam więc do chłopaka próbując ukryć rozpacz. Nie chciałam żeby się dowiedział co się stało.. nie wyobrażam sobie jego reakcji na słowa 'Shailene jest w szpitalu, próbowała się zabić'. Odebrał po kilku sygnałach. Nie dziwię się jednak była 2 w nocy.
-Cześć-powiedziałam zagryzając wargi.
-Laur?-ziewnął-Co się stało?
-Chciałam cię o coś zapytać.-przełykam ślinę.
-Boże..-wzdycha-Skarbie jest druga w nocy.
-Wiem ale to bardzo ważne.
-Okay.-odpowiedział wzdychając.
-Czy ty i Shay byliście dzisiaj ze sobą cały dzień?-spytałam.
-Cały to może nie ale kilka godzin-odpowiedział-Dlaczego pytasz?
-O czym rozmawialiście?-spytałam znów.
-W sumie to o niczym-odpowiedział-Chciałem.. wiesz... jakoś jej powiedzieć że ją kocham, że nigdy nie przestałem... miałem nadzieję że do siebie wrócimy.-westchnął-Ugryzłem się jednak w język.
-Dobra dziękuje.
-Co się s ..-rozłączyłam się nim Theo zaczął mnie męczyć. Zamyśliłam się znów i po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Czując te silne ramiona nie miałam wątpliwości że to Ross. Chłopak dał mi buziaka w policzek co bardzo mnie zdziwiło i przytulił mnie mocniej. Chwilę tak staliśmy, aż w końcu postanowiła się do niego odwrócić i przytuliłam go mocno, przeprosiłam go za swoje zachowanie. Postanowiłam jednak pójść do przyjaciółki. Moja swego rodzaju miłość do niej przejęła nade mną górę i poszliśmy do niej razem z Rossem. Chłopak został w poczekalni ja natomiast weszłam do sali w której leżała moja przyjaciółka. Lekarze mówili że podali jej morfinę by jej tak nie bolało i przez to zasnęła. Była podłączona do tlenu i do kroplówki. Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę. Spojrzałam na jej twarz. Była spokojna. Nadgarstki miała owinięte w bandaże. Przytuliłam się do niej i pocałowałam ją w czoło. Patrząc na nią postanowiłam do niej mówić.
-Wiesz..-zaczęłam-W mojej głowie wiele razy cofałam czas i zatrzymywałam się na momencie naszego poznania. Pozwalałam aby historia zaczynała się raz jeszcze, aby trwała we mnie po raz kolejny, jednak teraz z innym zakończeniem. Przeżywałam na nowo każde spojrzenie, każdy dotyk czy rozmowę. Uczyłam się od początku Ciebie i miłości do Twojej osoby. Ja żyłam nami kiedy cię nie było, tak bardzo tęskniłam za Twoim ciepłem, za Twoją obecnością. Potrzebuję Ciebie w każdej chwili mojego życia. Nie byłam, nie jestem i nie będę gotowa na ostateczne pożegnanie się z tobą . Moja miłość nie ustanie, ja nadal potrzebuję Twojej obecności. I chociaż wiem że teraz mnie nie słyszysz mam nadzieję że w głębi serca czujesz jak bardzo cię kocham. Wiem, że jesteś kimś kto byłby dla mnie zawsze. Położyłam się obok niej i poczułam jak spływają mi łzy. Czując jej obecność i wiedząc że jest bezpieczna na chwilę się zdrzemnęłam. Drzwi sali otworzyły się delikatnie i zauważyłam w nich Ross'a. Chłopak usiadł na krześle obok łóżka Shailene.
-Myślisz że z nią lepiej?
-Tak-odpowiedziałam przytulając ją-Czuję to.
-Hej.. -zaczął-Mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego aż tak zależy ci by mieć faceta? To nie jest najważniejsze w życiu.
-Ja.. ja nie wiem.. -skłamałam.
-Przestań-odpowiedział-Widać że nie mówisz prawdy.
-Wyobraź sobie.. że wracasz do domu.. -zaczęłam-Kładziesz się do pustego łóżka. Nie liczysz się dla nikogo , nikt o tobie nie myśli nikt się o ciebie nie troszczy. Siadasz na kanapie i nie masz do kogo się przytulić. Nie masz z kim porozmawiać o swoich problemach.. jesteś zupełnie pusty i czujesz że tracisz umysł. Z tego można zwariować Ross. Ty nie wiesz jak to jest. Jesteś czuły, troskliwy , delikatny i romantyczny.. do tego jesteś sławnym rockman'em , surferem i motocyklistą.. nie mówiąc już jaki jesteś przystojny i dobrze zbudowany. Nigdy nie będziesz miał problemów ze znalezieniem sobie dziewczyny.
-Marzysz o tym żeby się zakochać ..-zauważył.
-Zakochując się podejmujesz ryzyko-zaczęłam-Ryzyko zranienia siebie, zranienia tej drugiej osoby, niedotrzymania obietnic, zaniechania planów albo po prostu niedotrwania do happy endu. Jednak każda chwila, która sprawia, że człowiek jest szczęśliwszy niż był poprzedniego dnia jest warta zaryzykowania.-stwierdziłam- Nic innego tylko miłość daje tyle emocji, tyle przeżyć i wspaniałych chwil. Zrezygnować z tego, bo może nadejść cierpienie? Nie.... To duży błąd! Nawet jeżeli będzie bolało to ten ból po czasie okaże się niczym w porównaniu do radości jaka wypełniała nasze serce kiedy poznawaliśmy czym jest miłość.. i tak marzę o tym by tak zaryzykować Ross. Poczułam jak moja przyjaciółka ściska moją dłoń. Spojrzałam na nią a ta powoli zaczęła otwierać oczy. Spojrzała na mnie i orientując się że nie umarła odwróciła głowę w przeciwną stronę. Mój przyjaciel wyczytał z moich oczu że chce by wyszedł. Zostawił nas same. Powinnam być na nią wściekła jednak nie potrafiłam.
-Ja..-położyłam jej dłoń na policzku i lekko ją cmoknęłam-Laura.. wybacz mi..
-Powinnam się na ciebie wściec..-stwierdziłam-Co ci strzeliło do głowy? Zbyt mało ci poświęciłam? Za bardzo ja i Theo cię kochamy? -dziewczynie zrobiło się głupio.-Powiedz mi co ty ukrywasz...
-Nie potrafię.. znienawidziłabyś mnie-odpowiedziała-Od razu próbowałabyś mnie od siebie odsunąć.
-Odsunąć cię ?-nie wierzyłam w to co słyszę-Kocham cię. Zwariowałaś?
-Nie-odpowiedziała-Ja po prostu żałuję że nie potrafię tego odwzajemnić rozumiesz?
-Jak to?-spytałam-Nie chodzi mi o taką miłość!-prychnęłam-Kocham cię bardziej niż siebie samą, kocham cię nawet bardziej niż Vanesse.. a ty ?..
-Nigdy nie umiałam kochać.-wyznała= Pomimo ogromu tego uczucia w moim sercu, ja wcale nie umiałam kochać. Zawsze robiłam coś źle rozumiesz?-spytała- Źle patrzyłam, źle interpretowałam, źle mówiłam, albo po prostu nie mówiłam nic. Byłam zbyt słaba, tak jakby wybrakowana, ponieważ w pewnym momencie poczułam, że zabrakło we mnie czegoś czego potrzebuje człowiek, aby kochać dobrze, aby robić to całym sobą.-westchnęła dotykając nadgarstków- A ja? Ja miałam swój świat, w którym wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w Twoim świecie, a tego nie dało się połączyć.
-A co z Theo?-spytałam
-Byliśmy jak dwie osobne planety które tylko zbliżały się do siebie, ale nie umiały się zetknąć.-odpowiedziała-Ja miałam w sobie zbyt mało sił, aby miłością przezwyciężyć wszystkie przeciwności. Nie podołałam, dobrze to wiem.-przyznała. Zawiodłam Ciebie i jego, ale najbardziej zawiodłam siebie, bo przecież wtedy tkwiłam w przekonaniu, że wszystko robię dobrze, że darzę was moim uczuciem najlepiej jak potrafię. Teraz wiem, że tak nie było i gdybym mogła cofnąć czas to wszystko wyglądałoby zupełne inaczej.
-Mam przez to rozumieć że mnie nie kochasz?-spytałam.
-Nie wiem Laura..-westchnęła-Ja się boję do ciebie przywiązać , bo wiem że kiedyś dowiesz się prawdy a wtedy już nie będę miała szans nawet na to byś mi wybaczyła.
-Wybaczę ci wszystko-zapewniam-I Theo również przecież on cię kocha.
-Więc dlaczego go przy mnie nie ma?
-Nie powiedziałam mu o tym wypadku.. nawet nie wyobrażam sobie jego reakcji na wieść że próbowałaś się zabić.
-Mogłabyś się przybliżyć chce się przytulić.-powiedziała. Spojrzałam na nią i widząc smutek na jej twarzy , usiadłam obok niej i przytuliłam ją. Shailene rozpłakała się i znów mnie przepraszała. Ja naprawdę ją kocham nie tak jak dziewczyna kocha swojego chłopaka,oczywiście że nie.. jednak wiem że nie potrafiłabym bez niej żyć. Dziewczyna po chwili zasnęła. Łatwo było Cię pokochać-pomyślałam-Wystarczyło zajrzeć w Twoje oczy, i upić się Twoim śmiechem. Zobaczyłam w Tobie swoje schronienie, od samego początku wiedziałam, że potrzebuje tylko Ciebie, mojej przyjaciółki nikogo więcej. Jednak nie tak łatwo jest Cię kochać. Nie wtedy kiedy znikasz, kiedy wymykasz się żeby za chwilę znów wrócić. Sprzeczne sygnały, milczenie, nieobecność. Nigdy nie było mi łatwo. Od początku byłaś tą cholerną zagadką, którą chciałam rozwiązać, byłaś tajemnicą, którą chciałam poznać i zachować tylko dla siebie. Ale Ty ciągle mi to uniemożliwiasz, wbijasz noże w moje serce i robisz wszystko aby uświadomić mi, że moja miłość wcale nie jest ważna. Od pierwszej chwili byłaś najtrudniejszym człowiekiem jakiego poznałam i może dlatego pokochałam właśnie Ciebie. Dlatego to ty jesteś moją przyjaciółką. Nie ma drugiej osoby takiej jak Ty, już nigdy nie będzie i mimo wszystkich tych trudności już zawsze będę kochać tylko Ciebie.. Zamknęłam oczy żeby jeszcze z nią poleżeć. Wiem brzmi to tak jakbym kochała ją właśnie w ten sposób jednak wcale tak nie jest. Chciałabym jej pomóc jednak nie wiem jak..i dopóki ona będzie milczeć nie będę wiedziała jak...
Obudziłam się rano tuż przy łóżku Shailene. Dziewczyna już nie spała. Przetarłam moje zmęczone i zaspane oczy i właśnie dotarło do mnie co się wydarzyło zeszłego dnia. Podniosłam się, ziewnęłam i usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. Spojrzałam na moją przyjaciółkę i przytuliłam się do niej.
-Jak się czujesz?-jak zwykle się martwiłam.
-Już lepiej dziękuje.
-Gdzie jest Ross?-spytałam bo akurat przypomniało mi się że był tu ze mną.
-Poszedł rano do domu , był strasznie zmęczony.
-Wiadomo już coś w twojej sprawie?-przeciągnęłam się-Kiedy cię wypuszczą ?
-Nic nie wiem ale powinniśmy się czegoś dowiedzieć tak o 9.-wyjaśniła.
-A która jest ?
-Jest 8.30-odpowiedziała. Poszłam do szpitalnej łazienki troszeczkę się ogarnąć i przypomniało mi się że nie napisałam Vanessie by poszukała Myszki (naszego wspólnego kota którego 'znalazłam' przy Shay wtedy w boże narodzenie). Strasznie się martwię kiedy ona nie wraca na noc do domu. Przywiązałam się do niej. Stanęłam przed lusterkiem i upięłam sobie włosy w kok. Przemyłam potem twarz i nałożyłam delikatny makijaż. Kiedy skończyłam się ogarniać wróciłam na salę i sprawdziłam mój wrzeszczący dosłownie telefon. 30 nieodebranych od Theoś ♥ i 14 sms'ów . 'Boże on urwie mi łeb'-pomyślałam.
-Ten telefon wibruje już od 4 rano!-krzyknęła moja przyjaciółka-Pewnie to ten cały Ross .
-To akurat Theo.-spoglądam na nią morderczym wzrokiem.
-Proszę nie mów mu.-przewróciła oczami.
-Zawrzyjmy układ.
-Okay.-przystała.
-Obiecaj mi że nigdy więcej nie będziesz nigdzie znikać.-zażądałam-I nigdy więcej nie popełnisz takiej głupoty okay ?!-krzyknęłam.
-Dobrze..-powiedziała.-Teraz to jej telefon zaczął dzwonić.-Theo.-dziewczyna zawahała się chwilę .. jednak w ostateczności odebrała. Hej.. Ja.. dobrze.. em.. jesteśmy w galerii .. nie !.. no wiesz zakupy te sprawy.. okay.. dzisiaj?... koniecznie... postaram się.. do zobaczenia.
-Czego chciał ?
-Czy bym się z nim nie przeszła.-wzdycha-Zaproponował wieczór.
-Romantycznie..-rozmarzyłam się.
-Romantycznie?!-krzyknęła-Jakbyś nie zauważyła jestem przykuta do łóżka.
-Jakbyś nie zauważyła właśnie wszedł tu twój lekarz-dziewczyna zarumieniła się . Lekarz ją przebadał i stwierdził że nic jej nie jest. Straciła niewiele krwi co dobrze wróży i postanowili ją już wypuścić. Ponieważ moja siostra na co dzień kończy studia a jest jedyną bliską mi osobą z autem,postanowiłam napisać do przyjaciela Ross'a Jamie'go czy by nas nie podrzucił. Po chwili odpisał 'Oczywiście nie ma problemu! Jasne możesz liczyć na dyskrecję , jeśli ci to nie przeszkadza będzie ze mną jeszcze Chloe' 'Chloe? Uwielbiam ją ♥ potem pójdziemy do Shades? Stęskniłam się trochę za Dove' 'Jasne'
Postanowiłam pomóc Shailene doprowadzić się do normalnego stanu. Naprawdę nie wiem jak ona się pokaże mojemu przyjacielowi na oczy.. mieszkamy w Los.Angeles i jest środek lipca więc nie będzie ona mogła założyć długiej bluzki. Trudno jakoś będzie musiała się z tym uporać. Temat Theo dla mojej przyjaciółki jest tak samo drażniący jak dla mnie temat miłości. Boli gdy o tym rozmawiam i nie mam zamiaru znów jej o to wypytywać skoro wiem jak to jest.. Myślę że nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic ale skoro ona nie ufa mi w pełni to rozumiem to. Ciężko jest komuś zaufać tak szczerze. Może ktoś kiedyś bardzo ją skrzywdził i ona teraz boi się zaryzykować ? Mam co do niej różne przemyślenia. Niektóre z nich są całkiem debilne.. czasem myślę że jest morderczynią która uciekła z więzienia, czasem myślę że może jest tajną agentką która udaje moją przyjaciółkę by odkryć mój talent aktorski. Sama nie wiem . To trudne. Postanowiłam jednak że dam jej spokój. Koniec z błaganiem. Jeśli będzie gotowa sam mi powie co ją tak dręczy.
*Ross*
Wróciłem do domu nad ranem. Od razu poszedłem do swojego pokoju i zmęczony zasnąłem.Obudziłem się następnego dnia jakoś przed 9. Poczułem się głodny więc wziąłem szybki prysznic, rozczesałem moje włosy, ubrałem się i zszedłem na dół by coś zjeść. W kuchni zastałem moją siostrę i Ellingtona robiących naleśniki.
-Hej-powiedzieli razem.
-Cześć-poczułem się tak jakby moja głowa ważyła z 10kg.
-Możesz nam łaskawie powiedzieć gdzie wczoraj byłeś ?-spytała moja siostra przewracając naleśniki na patelni. Usiadłem obok mojego przyjaciela i oparłem głowę na dłoniach.
-Ta twoja Courtney odchodziła od zmysłów-brunet przewrócił oczami-Nie odbierałeś komórki.
-Chyba zostawiłem ją w domu.-przypomniałem sobie.
-Nie zmieniaj tematu-Zażądała moja siostra nakładając mi śniadanie.
-Byłem.. u Ansela-skłamałem-Trochę wypiliśmy nic wielkiego.
-Wiesz co ?-spytała-Nie zasługujesz na moje naleśniki-zaśmiała się. Zjadłem w pośpiechu i wysłałem Laurze sms'a by upewnić się czy wszystko okay. Nie odpisała. Ubrałem więc moje czarne converse i postanowiłem że pojadę do Courtney bo chyba by mnie zabiła gdybym nie dał znaku życia. Wszedłem do garażu i odpaliłem mój motocykl. Moja dziewczyna mieszkała bardzo daleko ode mnie. Wiele razy na to narzekała i dosłownie żądała żebyśmy razem zamieszkali. Ja jednak nie jestem na to gotowy. I jest jeszcze druga rzecz jesteśmy razem dopiero pół roku i wiem że się jeszcze nie kochamy. Bo kiedy kogoś kochasz, wiesz to. Ja z dnia na dzień czuje się jak jej własność. I strasznie mnie to irytuję. Po 15 minutach dotarłem na miejsce. Jej dom był o dziwo zamknięty, pomyślałem więc że brunetka jeszcze śpi. Ponieważ miałem klucze pozwoliłem sobie wejść. Zdziwiło mnie bardzo to co zobaczyłem. W kuchni i salonie dosłownie był syf. Papierosy walały się po całym blacie kuchennym a butelki po wódce, piwach i tequilli porozrzucane były dosłownie wszędzie. Mój wzrok przyciągnęła jednak najbardziej męska kurtka. Nie stało by się tak gdybym ją znał. Żaden jednak z moich kumpli by się w nią nie ubrał. Każdy z nas zawsze nosi męską ramoneskę. Ponieważ słuchamy rock'a a poza tym cała nasza paczka kocha motocykle. Ja tylko od czasu do czasu zakładam mundur bo szkolę się na pilota, latanie to moja pasja. Usłyszałem coś na górze. Pomyślałem że to pewnie Courtney. Udałem się więc schodami na górę. Jednak zanim złapałem za klamkę od jej sypialni usłyszałem męski głos. 'Jesteś przepiękna' potem głos mojej dziewczyny 'a ty jesteś boski, ten blondasek mi nie nie dogadzał w ogóle się nie bzykaliśmy' . Uchyliłem cicho drzwi i zobaczyłem moją dziewczynę prawie nagą, siedzącą na jakimś typie. Odchyliłem drzwi i stanąłem przed nią jak gdyby nigdy nic. Minęła chwila zanim zorientowała się że na nich patrzę. Dziewczyna zeskoczyła dosłownie z niego jak oparzona.
-Ross.. ja.. -jąkała się-To nie tak jak myślisz ja.. ci wytłumaczę!-panikowała-To jest mój kuzyn i on..
-Zabije cię-rzuciłem się o dziwo na nią a nie na tego jej kochanka. Facet w ostatniej chwili mnie powstrzymał. Jego dotyk podziałał na mnie tak jakby ktoś nagle rzucił we mnie ogniem lub oblał mnie zimną wodą. Odwróciłem się podniosłem faceta i rzuciłem go o łóżko tak mocno że aż pękło. Uderzyłem go kilka razy w twarz. Courtney tylko stała przy oknie bojąc się że z nią zrobię to samo. Podszedłem do niej.. i byłem pewien że nie uderzyłbym kobiety.. ona jednak już nią dla mnie nie była. Spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Podniosłem dłoń.. nie dałem rady nie potrafiłem jej uderzyć.
-Jesteś zwykłą kurwą-powiedziałem to patrząc jej w oczy. Miałem nadzieję że zabolało ją to gorzej niż strzał w policzek. Usiadłem na swój pojazd i chciałem opanować emocje. Wiedziałem że może to się dla mnie źle skończyć. Jechałem więc powoli. Dotarłem do baru.. usiadłem przy blacie i od razu poprosiłem o kieliszek. Wypiłem naraz około 6. Po chwili przysiadł się do mnie chłopak. Może nawet był niewiele starszy ode mnie. Dobrze zbudowany wręcz za dobrze z lekkim zarostem na twarzy. Kiedy przyjrzałem mu się bliżej zorientowałem się że to przyjaciel Laury.
-Theo?-spytałem.
-Ross..-przybił mi piątkę-Co tu robisz?-wzdycham.
-Właściwie to sam nie wiem.-odpowiedziałem łykając kolejnego kieliszka-Jak ja teraz wrócę do domu?.. dziewczyna mnie zdradza..
-Przykro mi..-poklepał mnie po plecach-To tylko oznaka że nie była ciebie warta stary...nie warto się upić.. coś o tym wiem... lepiej chodź odwiozę cię do domu.
-A ty co tutaj robisz?-spytałem.
-Ja tylko wpadłem zapytać czy nie potrzebują tu do pracy.
-Mój przyjaciel ma klub!-krzyknąłem-Potrzebują tam kogoś kto pomagał by robić drinki.
-Przyjmę każdą pracę-uśmiechnął się.
-W takim razie .. umiesz prowadzić harley'a ?
-Nigdy nie próbowałem ale wypiłeś więc zaryzykuję-odpowiedział.
-Pojedziemy zaraz do niego i zapytamy co i jak.-zaproponowałem-Znam go odkąd byłem zarodkiem więc uwierz mi to spoko ziomek.
-Dziękuje ci-powiedział-Głupio mi już było pożyczać od rodziców na studia, muszę się wziąć za jakąkolwiek pracę.
******************
Cześć wam !
Zacznę tak.. widzę że nikogo już tutaj nie ma a szkoda :/ Jeżeli nie będzie pod tym postem nawet tych 10 komentarzy to chyba zacznę pisać tylko na wattpadzie.. wcześniej miałam tutaj ponad 300 wyświetleń do jednego rozdziału a teraz ? 10 albo 12 .. może ja robię coś nie tak ? Chodzi o to że rzadko tutaj coś piszę czy co ? Bo to naprawdę smutne :/ Myślałam że ta historia was zaciekawi bo będzie dużo się działo, fakt ten blog będzie wymieszany z tym moim starym ale myślę że będzie to naprawdę zajebiste opowiadanie i że będę miała takie statystki jak na hurtbylife.blogspot.com Także zostawiam ten blog dla was! Pokażcie mi że chcecie mnie czytać a obiecuję że postaram się pisać może krótsze rozdziały ale często ! Dziękuje wam !
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next :(
Świetny jest ten rozdział :) Jak i cały blog ;)
OdpowiedzUsuńCzytam tą historię podwójnie - tu i na Wattpadzie.
Pozdrawiam i czekam na next <3