piątek, 19 grudnia 2014

'Nothing happens without a reason'

*Laura*
Każda historia ma trzy części, początek, rozwinięcie i zakończenie. Nie ważne czy będzie ono szczęśliwe czy też nie.. ale to się działo na końcu więc może zacznę od początku...?Wigilijny wieczór. Czas kiedy bliscy, zasiadają przy obficie nakrytych stołach. Słuchając kolęd rozbrzmiewających na cały dom, wpatrując się w światła bożonarodzeniowej choinki i dzieląc się opłatkiem. Czas wybaczania i czas miłości.. rodzinnego ciepła i tego co najlepsze. Wracałam właśnie do domu z piekarni niosąc świeżo upieczony i niemalże gorący jeszcze bochenek chleba. Długo błądziłam po całym Los. Angeles zanim znalazłam czynną piekarnię. Oczywiście wśród mojej niedużej co prawda rodziny (bo reszta mieszka na drugim końcu kraju) znów zbrakło chleba. Ale kiedy mówię rodzicom że po raz kolejny wyślą mnie po świeży bochenek nie chcą mnie słuchać. Chodzenie więc po chleb do piekarni w wigilię stało się naszą małą rodzinną tradycją. O tej porze roku jest tu chłodniej niż zawsze ale oczywiście nie pada tu śnieg. Ten wieczór jednak trochę różnił się od poprzednich. Właśnie dochodziłam do domu kiedy usłyszałam jak drzwi śmietnika zamykają się z wielkim trzaskiem. Zaciekawiona podeszłam bliżej. 'Żaden normalny człowiek nie robi porządków w wigilię!'-pomyślałam. Podniosłam lekko ciężką klapę lekko się męcząc i omal nie wypuściłam z rąk chleba kiedy dostrzegłam wewnątrz małe zielone ślepia. Był to kot.
-O mój boże!-wzdrygnęłam się-Przestraszyłeś mnie ! Co ty tu robisz burasku?-spytałam się kota jak skończona wariatka. Był brudny i pachniał niezbyt atrakcyjnie.-Chcesz wyjść? Chodź zanim wywiozą cię na śmietnisko...-ten jednak ani drgnął-Chcesz tutaj zostać? Jak chcesz...-powoli opuściłam klapę i odeszłam.. Po chwili jednak klapa znów trzasnęła tym razem już się przestraszyłam. Odwróciłam się więc i dostrzegłam za sobą młodą dziewczynę.. była w moim wieku. Ledwo co dostrzegłam jej twarz bo była brudna i tak jak kot nie pachniała ładnie.. chyba nie miała się gdzie podziać.. zmierzyłam ją wzrokiem i zatrzymałam go na oczach dziewczyny. Brunetka stała przede mną chowając coś pod kurtką która chyba miała ją ogrzać.
-Nie bój się nie będę prosić o drobne czy chleb-powiedziała patrząc na ciepły bochenek który trzymałam w dłoniach-Chcę tylko żebyś zabrała stąd kota?-ledwo stała na nogach.. była pijana i lekko się kręciła. Wyciągnęła go spod ubrania i kot zawisł między nami dwiema. Stała bez ruchu wpatrując się we mnie  Ładnie ubrana, czysta dziewczyna musiała wyglądać dla niej dziwnie.-Nic nie chcę tylko zabierz go gdzieś-powtórzyła. Zdawało się że była coraz bliżej utraty przytomności. Postawiła kota u mych stóp i podążyła z powrotem w stronę śmietnika. Kroki stawiała jak lunatyczka.. ostrożne i powolne jakby bała się obudzić. Może to dziwne.. ale mam dobre serce i zrobiło mi się jej szkoda.. chwilę stałam aż wreszcie widząc jak ta próbuję wyciągnąć z wielkiego zielonego pojemnika jakieś resztki.
-H-hej..-zaczęłam-A może.. wstąpiłabyś ... do mnie na wigilię?-słowa ledwo przeszły mi przez gardło. -Ja.. zapraszam.. jak zwykle przygotowaliśmy nakrycie dla 'zbłąkanego wędrowa'-uśmiechnęłam się-Was oboje oczywiście..-pogłaskałam główkę kota. Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę! Pewnie pomyślała wtedy 'Zapraszasz?!Mnie!?Na wigilie!!!?Jestem brudna i śmierdzę wymiocinami i wódką! A ta ładnie ubrana laska z kochającego domu mnie zaprasza?'- moim zdaniem nie mieściło jej się to w głowie.
-Naprawdę?-spytała ucieszona jednak po chwili uśmiech zszedł jej z twarzy-Co na to twoja rodzina?
-Um.. nie przejmuj się na pewno nie będą mieć nic przeciwko.-Jestem Laura.. Laura Marie Marano-niepewnie wyciągnęłam do niej dłoń.
-Um.. chyba nie szukasz trądu.. podam ci jak się umyję..-chyba się uśmiechnęła ale jej uśmiech nie był widoczny-Shailene Diann Woodley-dodała-16 lat.
-Miło cię poznać-uśmiecham się-Jesteśmy w tym samym wieku. No chodźcie będziecie naszymi honorowymi gośćmi. Postanowiłam że pójdę przodem, co chwilę oglądałam się czy Shailene idzie za mną. Byłam strasznie zachwycona tym spotkaniem!... ale także ciekawa jak ona wygląda tak.. normalnie i jaka będzie reakcja rodziców. Nigdy wcześniej nakrycie dla 'zbłąkanego wędrowca'-czyli w skrócie tradycja pilnowana przez mamę od lat-się nie przydało! Aż do tamtego dnia. Otworzyłam drzwi mojego domu zapraszając dziewczynę i głodnego kotka. Shailene niepewnie weszła do salonu lśniącego taką czystością i ciepłem, którego chyba nigdy nie widziała!. Kot obrócił się i pobiegł do kuchni tyle go widziałam.
-Mamo.. -zaczęłam-Rodzice spojrzeli na dziewczynę z lekkim odruchem wymiotnym, zauważyła to i spojrzała na mnie niepewnie. Fakt, nie pachniała ładnie ale jak weźmie prysznic będzie okay? Prawda?.-To jest Shailene Woodley.. wiesz tej wigili chyba jednak nakrycie dla zbłąkanego wędrowca się przyda. Mama i tata podnieśli się z kanapy a kiedy brunetka spostrzegła ile mamy na stole jedzenia złapała się za burczący brzuch.
-Boże dziewczyno jak ty wyglądasz?-mama złapała się za głowę..-Rozumiem że to twój przyjaciel-mama spostrzegała kota dobierającego się do smażonego mięsa.
-Tak, ja .. ja znalazłam go.
-Zostaniesz tu u nas.-oznajmiła Ellen-Idź weź ciepłą i nie obraź się ale porządną kąpiel.
-Widzę że jesteś troszkę wyższa od mojej siostry-zaśmiała się moja siostra-Jestem Van-wyciągnęła dłoń do Shailene ta tylko pokręciła głową.
-Wiesz..codziennie się nie myję szukasz trądu?
-Przestań-powiedziałam.-Idź się umyć naleję ci wody do wanny.
-Możesz zużyć wszystkie płyny jakie mamy-dodał tata.
-Ja ci pożyczę coś świeżego do ubrania bo w ciuchy Laury się raczej nie wciśniesz-zaśmiała się. Ja natomiast wróciłam do jedzenia nucąc 'All i want for christmas is you'. Byłam jednak zbyt ciekawa tej dziewczyny więc wróciłam się i przyglądałam jak zrzuca z siebie ubrania. Warstwa po warstwie! Najpierw kurtka, potem bluza i kolejna bluza! Na koniec koszulka.
-Upiorę ci je okay?.
-Okay.-odpowiedziała dając mi do zrozumienia że mam wyjść. Uśmiechnęłam się tylko po czym wyszłam. Nakarmiłam biednego buraska i oznajmiłam mu że po jego pani przyjdzie czas kąpieli i dla niego. Potem wróciłam pod drzwi łazienki.
-Mogę wejść?-zapukałam. Słysząc tak otworzyłam drzwi-Znalazłam nową szczoteczkę do zębów-pokazałam opakowanie ciesząc się jak dziecko. Kiedy wreszcie dziewczyna wyszła z łazienki streściła lekko swoje życie.. ja jednak byłam pewna że powie mi coś więcej po kolacji. I nie myliłam się. Widocznie nie chciała mówić tego przy mojej siostrze i rodzicach. Zaprowadziłam ją do swojego pokoju.
-Może chcesz opowiedzieć mi coś o sobie?-spytałam-Prawie cię nie znam.
-Uwierz mi że wcale nie chcesz mnie znać.
-Mylisz się, chcę-powiedziałam.
-Nie nie chcesz..-zaczęła-Ale wiesz pomogłaś mi i myślę że jak się komuś zwierzę to mi przejdzie..-zaczęła.
-Może zacznijmy od tego dlaczego nie masz gdzie mieszkać?-spytałam.
-Uciekłam z domu.. ale nie chcę o tym mówić okay?-zerknęła na mnie poprawiając się na łóżku-Przez jeden wieczór będę udawać księżniczkę a jutro znów włożę te szmaty ..
-Możesz mi chociaż powiedzieć co robiłaś w tym śmietniku?-spytałam.
-Chciałam ze sobą skończyć... to długa historia chcesz jej wysłuchać?-uśmiechnęła się.
-Nie mogę się doczekać aż to usłyszę Shai-wtedy dotarło do mnie że nie pozwolę jej szybko odejść.. zrobię wszystko by rodzice pozwolili jej tu zostać.
-Okay.. jak chcesz-przeciągnęła. Położyłyśmy się obok siebie i zgasiłam światło. Zapaliłam kilka zapachowych świeczek i z zaciekawieniem wsłuchałam się w opowieść wigilijną równie wciągającą jak historia Ebenezera Scrooge'a z książki Charles'a Dickens'a. -Drzwi śmietnika zamknęły się za mną z trzaskiem. Nikt nie powinien przeszkodzić mi do rana, przecież żaden normalny człowiek nie robi porządków w wigilię-uśmiechnęła się.
-Kurde ja tak samo pomyślałam tylko nie teraz-przerwałam jej.
-Chcesz mnie wysłuchać?-spytała z uśmiechem. Pokiwałam tylko głową-Nikt normalny nie robi porządków tylko JA Shailene Diann Woodley zrobię dziś porządek ze swoim życiem. Usiadłam więc w samym kącie śmietnika i owinęłam się trochę tą kurtką z podrabianej skóry bo nie powiem było tam chłodno.-zaczęła-Na samo wspomnienie jak ją 'zdobyłam'-zrobiła niewidzialny cytat w powietrzu-chciało mi się rzygać. Najpierw pobiłam się o nią z jakąś babką-bo wyrwałam ją jej z rąk-potem jakieś chłopaki mi ją wyrwali i .. wrzucili .. ach! Nie mal nie posrali się ze śmiechu jak prałam ją w fontannie upapraną gównem!
-To obrzydliwe!
-Myślisz że mi to pasowało?-spytała-Ta cholerna kurtka stała się symbolem całego mojego życia-niby śliczna i godna zazdrości, a w rzeczywistości...-spojrzała na mnie.
-Cała w gównie?-spytałam.
-Dokładnie-przyznała-Wtedy kiedy byłam już w tym śmietniku pomyślałam 'kończymy ten show'. Sięgnęłam dłonią do kieszeni i kiedy dotknęłam paczki.. uśmiechnęłam się.
-Narkotyki?-spytałam.
-Doktorki z psychiatry zawsze faszerowały jakiś szajbusów psychotropami lub innym czymś. Pamiętam jak śmiałam się z innych dziewczyn chwalących się ile to one nie uzbierały a lekarze nie znaleźli-wyjaśniła-Wpadłam na pomysł i sama zaczęłam zbierać aż uzbierałam 20. Wyjęłam z rękawa rzecz która miała mi zabić.. dać mi spokój.. bach flacha wódki. To będzie ostatnia imprezka w życiu Shailene Woodley. W środku znalazłam karton z jakimiś gazetami. Pierwszy raz nie wywołał u mnie euforii. Nie zastanawiałam się ile dadzą mi za to w skupie i ile jedzenia za to kupię. Przewróciłam go więc do góry nogami postawiłam na nim wódkę i rozsypałam tabletki.
-Że niby taki stolik?-uniosłam brew.
-Można i tak to nazwać Laura-przyznała-Odkręciłam butelkę i wlałam trochę do korka. Byle by się upić, zaćpać i zasnąć. Ale zaraz!-krzyknęłam wtedy w myślach-Zapomniałam o toaście!
-Istna parodia-przyznałam jej.
-Ta...-westchnęła-Za Shai Woodley,to imię ledwo przeszło mi przez gardło Lau. Siedziałam chwilę i poczułam łzy na policzkach aż palące.Niech cię szlag pójdziesz do piekła za to co zrobiłaś!!!!-pomyślałam.
-Co takiego zrobiłaś?
-Nie chcę teraz o tym mówić-powiedziała biorąc gryza kanapki z szynką-Łyknęłam kilka tabletek zapijając wódką. Powoli zaczęło robić mi się cieplej... świat chyba przestawał dla mnie istnieć.. świat jaki znałam.. a stawał się miejscem pięknym, spokojnym i przytulnym. Po chwili jednak zauważyłam że stolik zaczyna się oddalać.. nie nie nie nie! Za wcześnie za mało wzięłam i wypiłam! Po chwili zabolał mnie brzuch i zwymiotowałam.. Kiedy się obudziłam czułam jak głowa mi eksploduję. Musisz się zabić jak zdobędziesz nowe prochy? Sięgnęłam więc dłonią po kolejne tabletki i kiedy miałam je łyknąć usłyszałam jakby pisk...'boże to dziecko'-tak pomyślałam w pierwszej chwili.. ale to nie było dziecko.
-To był burasek?-spytałam.
-Dokładnie.-przyznała-Polizał mnie.. dotknięcie ciepłego, szorstkiego języka wstrząsnęło mną jak liść w twarz... rozpłakałam się.. a potem pojawiłaś się ty..
-Co teraz z wami będzie?-spytałam.
-Nie wiem.. -zaczęła-Dzięki za pomoc.. ale chyba nie ma szans żebym mogła tu zostać co? Po tym co zrobiłam nie zasługuję na nic.
-Pogadam z rodzicami zgodzą się!-krzyknęłam.
-Dzięki-złapałam dłoń dziewczyny i przytuliłam ją.. odwzajemniła mój gest robiąc to z taką czułością jakby nikt nie tulił jej od lat.
Pojawienie się jej w moim życiu z pewnością dużo zmieni... i nie myliłam się. Bardzo bałam się rozmawiać o niej z rodzicami.. no bo co miałam im powiedzieć? 'Shai nie ma rodziny, ma tylko tego kota przygarniemy ją?' Wyszłabym na idiotkę. Rano po prostu wstałam i spróbowałam jakoś im wyjaśnić tą całą sprawę.. o dziwo rodzice zgodzili się by została. Po 2 letniej przerwie wróciła do szkoły. Chodziłyśmy razem do tego samego liceum nie rozstając się na krok. Mamy zamiar pójść na studia aktorskie. Ja w wolnym czasie piszę też książke.. co prawda nie mam pojęcia o czym ale co tam! Jedna rzecz tylko nie dawała mi spokoju.. w każdy pierwszy piątek miesiąca Shai gdzieś znika.. potem wraca po 2 dniach roztrzęsiona i nie chcę z nikim rozmawiać.. nigdy też nie powiedziała co takiego zrobiła.. nie spytam jej .. chcę by mi zaufała. 
***
Dzisiaj miałyśmy ćwiczyć jedną z ról do szkoły teatralnej. Szło nam bardzo dobrze.
-Nic się nie ułoży nic!!!!-krzyknęłam kwestię Lauren-To moja przyszłość moja! Moje miejsce nie jest na jakimś zasranym harvardzie tylko w Juliard School.
-Przestań krzyczeć-Shai wypowiedziała słowa Tris swojej bohaterki.
-Wiem kim jestem.. ofiarą, dziwką i debilem!-krzyknęłam-Z genami nie wygrasz co?
-Dziwne.. nie miałam cię za tchórza-skończyłyśmy i usłyszałam za plecami oklaski. W drzwiach stała Vanessa. 
-No ślicznie.. -zaczęła-Ale nie przyszłam was chwalić muszę iść macie gościa.
-Hej Theo-Shailene tak uśmiechnęła się na jego widok że niemal usta jej zdrętwiały!!. Ale ona oczywiście nie ma zamiaru powiedzieć mu że od roku się w nim buja!. Przytuliła chłopaka a potem przyszła kolej na mnie. Oczywiście musiałam stanąć na palcach. Chłopak ma 1,92 wzrostu więc raczej bym go nie objęła stojąc na płaskich stopach. Poznałyśmy go w liceum i od razu się zaprzyjaźniliśmy.
-Co robicie?
-A jak myślisz deklu?! Ćwiczmy role i cały czas ktoś nam przeszkadza!!!-krzyknęłam wkurzona-Możesz mi powiedzieć czego chcesz?
-Chciałem pogadać..-zaczął.
-Theo sięgnij do kieszeni...-chłopak zrobił to o co go poprosiłam.
-No i?
-Pomacaj!-rozkazałam.-Co to jest?
-Mój iPhone.
-A do czego to służy?-spytałam ironicznie.
-Do gadania ... i wielu innych rzeczy-odsłonił swoje śnieżnobiałe zęby.
-Nie mogłeś zadzwonić?!!!-krzyknęłam.
-Tęskniłem za wami-spojrzał oczywiście tylko na Shay. Objęłam go.
-Theo..-zaczęłam-To jest taki prostokąt z klamką..
-Chodzi ci o drzwi?
-Wypierdalaj przeszkadzasz!!!!!-powiedziałam.
-Ej mnie on nie przeszkadza!-wrzasnęła Shai.
-Wow.. ale szok..-westchnęłam tylko-Zostawiam was samych kochasie!
-Dokąd to ?-spytali oboje.
-Chciałam wyjść się przewietrzyć..-powiedziałam-Mam dosyć siedzenia z bandą głupków-Poza tym miałam wyjść po mamę na PKP zapomniałaś?-spytałam- Sama nie wiem ostatnio mam wrażenie że nic mi nie pasuję. Ale to chyba przez to że Theo zakochał się akurat w Shailene ! Nie żebym chciała go jej odbić.. nie łączy nas dużo on jest kapitanem drużyny koszykarskiej..a ja pisarką, aktorką i muzykiem w jednym!. Jestem tylko zazdrosna o to że oni są w sobie zakochani.. do mnie miłość chyba nigdy nie zapuka.. Założyłam conversy i wyszłam z domu wkładając słuchawki w uszy. Ponieważ mój nastrój i pogoda były raczej do dupy.. puściłam Eminema-Mockinbird. Potem chyba z 3 razy słuchałam Indili S.O.S . Doszłam wreszcie na dworzec. Podjechał najpierw jeden pociąg.. potem kolejny.. a potem jeszcze jeden! Oczywiście dopiero teraz mama musiała zadzwonić!
-Kochanie nie wychodź zostałam u cioci.. trochę wczoraj wypiłyśmy.
-Serio?!Nie mogłaś wcześniej?-spytałam.-Poważnie siedzę na dworcu już 20 minut do cholery mamo!
-Przepraszam jakoś ci to wynagrodzę pa skarbie .. kocham cię.
-Ta ja ciebie też.-wściekła schowałam komórkę do kieszeni i dźwignęłam się na nogi. Z pociągu wyszedł chłopak.. był przystojny.. miał blond włosy był wysoki i fajnie ubrany. Przeszedł kawałek a potem spojrzał w inną stronę.
Chyba zorientował się że wysiadł nie tu gdzie trzeba. Zastanowił się chwilę i zaczął kręcić się w kółko. Poszłam przodem a chłopak zaczepił mnie.
-Przepraszam!-chwycił mnie za nadgarstek-Wiesz jestem nowy w mieście i chyba trochę się zgubiłem..
-Czego szukasz?
-Um.. muszę złożyć papiery do 'Theater Academy'-powiedział otwierając trzymany w dłoniach list.
-Serio?..-spojrzałam na niego-Zbieg okoliczności?
-Chyba nie rozumiem co masz na myśli-uniósł jedną brew odsłaniając piękne zęby a usta formując w niesamowity uśmiech.
-Właśnie poznałeś ucznia tej szkoły-uśmiechnęłam się również.
-Pomożesz?
-Pewnie że pomogę i tak nie mam za dużo do roboty.-Oczywiście nie była to prawda. Musiałam skończyć piosenkę, dokończyć rozdział książki i przećwiczyć rolę z Shailene.. ja jednak wierzyłam głęboko że takie przypadkowe spotkania potrafią zmienić całe życie.. i nie myliłam się.
-Jestem Ross Shor Lynch-chłopak podał mi rękę.
-Laura Marie Marano-uściskałam dłoń chłopaka szczerząc się do niego.-Chcesz jechać pociągiem?
-Wolałbym się przespacerować..skończyła mi się kasa..
-To 9 km stąd-powiedziałam-Kupię ci bilet a kiedyś mi się odwdzięczysz.-Podeszłam do rozkładu jazdy.. przejrzałam go dokładnie-Pociąg do centrum powinien być...-stałam kilka sekund w bezruchu-Teraz!-powiedziałam dostrzegając maszynę pędzącą w kierunku stacji.
-Okay.-zgodził się. Wsiedliśmy do pociągu i przez krótką chwilę czułam się jakoś nieswojo.. ale potem atmosfera przestała być napięta. 
-Więc..-zaczął chłopak-Jaka jest twoja historia?
-Moja historia?-spytałam zdziwiona.
-Tak-uśmiechnął się-Twoje ulubione jedzenie, muzyka, zainteresowania dziwne fetysze..
-Dziwne fetysze?-przerwałam mu.
-No dalej pomyśl... coś co kochasz!-wykrzyknął.
-'Dom Widmo'-zacytowałam.
-Okay.-pokiwał głową-Co to jest?
-To powieść.. moja ulubiona powieść.-przyznałam z uśmiechem.
-Dom widmo..-zastanowił się-O czym jest książka z tak przerażającym tytułem?
-Um.. o miłości.
-Serio?-zdziwił się.
-Tak-powiedziałam-Dziewczyna ma wypadek w wyniku czego nie może chodzić. Nie zna swojej matki.. zmarła na raka kiedy ta miała 6 lat. Jej ojciec nie interesował się nią aż do teraz-zaczęłam streszczać 'Dom'- Pewnego dnia Jessabelle odnajduję w domu kasety z wiadomościami od matki.. mrożącymi krew w żyłach. Pomaga jej chłopak dawny znajomy ze szkoły.. zakochują się w sobie.
-Wow..-zaczął-Jak twój chłopak wytrzymuję z taką ostrą dziewczyną?
-Wiesz..
-Jesteś singielką?-spytał. Pokiwałam tylko głową na tak-Wiem co czujesz.. moja była dziewczyna zdradziła mnie z kumplem.
-Przykro mi-powiedziałam co było chyba totalnie nie na miejscu.
-Nie okay.. skąd mogłaś wiedzieć?-spytał-Dobrze tylko że nie zdążyłem się w niej zakochać do szaleństwa...Długo jeszcze będziemy jechać?
-Jakieś 10 minut-uśmiechnęłam się.
-A czy w 'Domie Widmo' są zombie?-spytał na co wybuchałam śmiechem-A żołnierze?-pytał wciąż. Pokiwałam przecząco głową-Okay.. mogę przeczytać to dzieło literackie w którym nie ma ani zombie ani żołnierzy.. jeśli ty przeczytasz moją ulubioną trylogię.
-Jesteś chłopakiem!-krzyknęłam-Czytasz?
-Muzyka i książki są moją miłością od 10 roku życia-chyba trafiłam na chodzący ideał-Pierwsza część 'Niezgodna' opowiada o losach Beatrice Prior nazywanej Tris. Chcesz żebym cię zanudzał?
-Opowiadaj bo już sam tytuł mnie zaciekawił!-uśmiechnęłam się.
-Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.-zaczął-Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny – i musi być wyeliminowany...Szesnastoletnia Beatrice dokonuje wyboru, który zaskoczy wszystkich, nawet ją samą. Porzuca Altruizm i swoją rodzinę, by jako Tris stać się twardą, niebezpieczną Nieustraszoną. Będzie musiała przejść brutalne szkolenie, zmierzyć się ze swoimi najgłębszymi lękami, nauczyć się ufać innym nowicjuszom i przekonać się, czy w nowym życiu, jakie wybrała, jest miejsce na miłość.Tymczasem wybucha krwawa walka między frakcjami.A Tris ma tajemnicę, której musi strzec przed wszystkimi, bo wie, że jej odkrycie oznacza dla niej śmierć....
-Cóż.. chcę przeczytać i Niezgodną  i Zbuntowaną i Wierną -powiedziałam z uśmiechem.
-Gadamy o książkach?-zdziwił się.
-Ponoć Ross Shor Lynch uwielbia czytać!-uniosłam jedną brew.
-A gdzie gadka-szmatka?-zapytał-Twoja ulubiona kapela czy jesteś na fejsie?
-Pieprzyć fejsa-uśmiechnęłam się.-A moja ulubiona kapela.. nie ma kapeli.. ale jestem zakochana w muzyce od piątego roku życia i mam ulubionego wykonawcę-zaczęłam-Kocham muzykę .. jeśli można to tak nazwać.-wtrąciłam-Kocham Eminema ! Gram na fortepianie.. kiedy mi się nudzi próbuję napisać książkę i chciałabym być aktorką.-uśmiechnęłam się.-Zawsze chciałam grać na gitarze.
-Wiesz mógłbym cię nauczyć-przyznał-Wow.. nigdy nie widziałem dziewczyny słuchającej Eminema-przyznał-Ja mam swój zespół.. R5 nie jesteśmy jakoś szczególnie popularni.. gramy rock'a w skład naszej R5Family wchodzę Ja, moi bracia Rocky i Riker, oraz siostra Rydel, no i oczywiście nasz wariat Ellington-powiedział-Kumplujemy się z nim już 14 lat uwierzysz?-spytał-Mam jeszcze jednego brata Rylanda ale on jest DJ w klubach. Ja w wolnych chwilach jeżdżę na starych motocyklach.
-Jesteś naprawdę utalentowany-przyznałam.
-Oczywiście marzę też o byciu aktorem.. ale wiesz to chyba tylko głupie marzenie z dzieciństwa-przyznał-Tata mówi ,Jeśli w coś wierzysz spełni się to.. ale nie trać nadzieji' więc chcę chodzić do 'Theater Academy'-powiedział.
-Chodź Ross nasz przystanek-powiedziałam wstaliśmy w tym samym momencie chłopak wpadł na mnie a ja na niego. Przez chwilkę utonęłam w jego oczach kiedy oprzytomniałam tylko się uśmiechnęłam. Ross złożył papiery do szkoły i kazano mu zagrać ze mną jedną scenkę. Zgodziłam się i w rezultacie dostał się do szkoły a nawet do tej samej klasy. Shailene nawet nie napisała mi sms'a gdzie jestem a nim się obejrzałam dobił wieczór. Sama nie wiem dlaczego ale nie chciałam rozstać się z tym chłopakiem. Cały czas mieliśmy nowe tematy do rozmów... jakbyśmy byli tacy sami .. Wieczorem chłopak przespacerował się ze mną do domu. Mieszkał jakieś 20 minut drogi ode mnie.. i teraz to naprawdę nie jest zbieg okoliczności. Byliśmy już bardzo blisko mojego domu.
-Jesteś zabawna Laura-przyznał.
-Ja?-zaśmiałam się.
-Na pewno jesteś piękna-powiedział na co wybuchnęłam śmiechem tak jak on sam.
-Ale głupi tekst któraś na niego poleciała?!-krzyknęłam.
-Mówiłem go pierwszy raz-uśmiechnął się.-Jak podziałał?
-To zbrodnia na tekstach na podryw-rzuciłam uśmiechając się szerzej.
-Naprawdę jesteś piękna Laura.. lekko popieprzona.. sam nie wiem-wzruszył ramionami marszcząc czoło.-Chyba lubisz durne wygłupy?
-Durne wygłupy?-spytałam.-Fajnie by było dla odmiany... cóż tutaj mieszkam. Dziękuje za to że mnie odprowadziłeś Ross.
-Chciałbym to jutro powtórzyć.
-Naprawdę?-spytałam zdziwiona.
-Dlaczego masz taką minę?-spytał.
-Ujmę to tak że chłopcy się mną nie interesują.
-Dlaczego?
-Nie wiem..-westchnęłam-Tak wyszło.
-Dasz mi swój numer?-pomachał iPhonem przed moimi oczami.-Naprawdę chciałbym się jutro spotkać takiej dziewczyny nie spotyka się codziennie.
-Okay.
-Okay.-powtórzył. Potem PRZYTULIŁ MNIE... to było zupełnie inne uczucie niż tulenie się do Theo. Puściłam chłopaka po chwili i weszłam do domu. Zapukałam w okno i pomachałam chłopakowi. Uśmiechnął się i odszedł. Stałam jeszcze chwilę wpatrując się w okno.
-Kto to był?!-wrzasnęła Shai za moimi plecami. Wzdrygnęłam się.
-Przestraszyłaś mnie!!!!!-szturchnęłam ją-Um.. nikt ważny chłopak z naszej szkoły zabłądził.. pomogłam mu znaleźć akademię.
-Jasne-uniosła jedną brew. Chłopak nawet nie zdążył dojść do domu a już wysłał mi sms. Miałam być podekscytowana? To był pierwszy sms od chłopaka.
-Wiesz co Laura?-spytała-Czy ty zawsze musisz gadać ze wszystkimi możliwymi ludźmi na świecie o książkach?
-On zaczął!-krzyknęłam. Dziewczyna odeszła ode mnie z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
-Panie Damiano Laura ma chłopaka!
-Zamknij się!-pchnęłam ją na łóżko i dosłownie wskoczyłam na nią. Szczęście że tata nic nie słyszał. Cmoknęłam ją lekko w usta.-Jesteś pierdolnięta wiesz?
-Wiem-przytuliła mnie.
-Jak było?
-Gdzie?
-O olbrzyma pytam!-powiedziałam.
-A jak miało być.. tak jak zawsze trochę pogadaliśmy poszliśmy na spacer i to wszystko.
-Na pewno?-spytałam.
-Tak.. chyba nam nie wypali wiesz?
-Dlaczego?
-Wydaje mi się że on nie odwzajemnia moich uczuć.
-Wiesz kiedy chłopak jest zakochany możesz dostrzec to w jego oczach.
-Ale to wszystko jest takie dziwne..
-Chyba nie za bardzo rozumiem co masz na myśli.
-Dlaczego ludzie się zakochują.. a potem się nienawidzą i rozstają?-zastanowiłam się chwilę.
-Wiesz.. moim zdaniem dzieje się tak bo nie dbają o swoją miłość. Z miłością jest jak z kwiatami-powiedziałam-trzeba o nią dbać.
-Jak to jak z kwiatami?-zapytała dosyć zdziwiona moją odpowiedzią.
-No bo.. kurcze jak ci to wytłumaczyć?-pomyślałam-Jak nie podlewasz swoich kwiatów to wreszcie ci zwiędną prawda?
-Tak.-odpowiedziała.
-Tak samo jest z miłością-zaczęłam-Ja tak myślę.
-A jak ktoś dba o swoją miłość a mimo to później jest źle i trzeba się rozstać?-spytała.
-Czasami ludzie zbyt często podlewają swoje kwiaty, przez to w końcu gniją..-wzdycham.
-A dlaczego ludzie kłamią że kochają?-spytała, odpowiedź na to pytanie dobrze znałam.
-Istnieją na świecie także sztuczne kwiaty Shailene.-odpowiedziałam jej i zeszłam z dziewczyny. Wiem dziwnie to brzmi.-Cóż ja obiecałam Rossowi że przeczytam niezgodną-powiedziałam biorąc w dłoń książkę od chłopaka.
-Mogę wziąść prysznic pierwsza?-spytała.
-Jasne powiedziałam.- Poszłam na balkon. Rozsiadłam się wygodnie i zapaliłam lampkę nocną. Otworzyłam Niezgodną. Książka wciągnęła mnie od pierwszych zdań. 'Budzę się z jego imieniem na ustach. Will.Zanim otworzę oczy, widzę, jak znów wpada na chod-nik. Martwy.Przeze mnie.Tobias kuca przede mną, kładzie mi rękę na lewym ra-
mieniu. Wagon podskakuje na szynach, a Marcus, Peter
i Caleb stoją przy drzwiach. Biorę głęboki wdech i zatrzy-muję powietrze w płucach, by choć trochę pozbyć się uci-sku, który narasta mi w piersi. Jeszcze godzinę temu wszystko, co się wydarzyło, wy-dawało mi się nierealne. Teraz jest realne.
 Wypuszczam powietrze, ale ten ucisk się nie zmniejsza.
– Tris, chodź – mówi Tobias, jego oczy szukają moich.– Musimy skakać.
 Jest za ciemno, żeby zobaczyć, gdzie jesteśmy, ale skoro wyskakujemy, to pewnie gdzieś przy płocie. Tobias pomaga mi wstać i prowadzi mnie do wyjścia.
Inni wyskakują po kolei: Peter pierwszy, potem Marcus, potem Caleb. Biorę Tobiasa za rękę. Gdy stajemy w otwar- tych drzwiach wagonu, wzmaga się wiatr, jest jak ręka, która pcha mnie do tyłu, ku bezpieczeństwu.
Mimo to rzucamy się w ciemność i lądujemy twardo
na ziemi. Od siły uderzenia boli mnie rana postrzałowa na
ramieniu. Zagryzam wargi, żeby nie krzyczeć z bólu, i rozglądam się za bratem.– W porządku? – pytam, gdy widzę go na trawie kilkametrów dalej, jak siedzi i rozciera sobie kolano.
Potakuje. Słyszę, że pociąga nosem, jakby walczył ze łzami. Muszę się odwrócić.
 Wylądowaliśmy na trawie przy płocie, kilka metrów od wyjeżdżonej ścieżki, którą ciężarówki Serdecznych dostarczają do miasta żywność, niedaleko bramy wyjazdowej – teraz brama zamknięta jest na głucho, więzi nas w środku.
Płot wznosi się nad nami, zbyt wysoki i giętki, by przez niego przejść, zbyt masywny, by go sforsować.
– Powinni tu być strażnicy Nieustraszonych – mówi
Marcus. – Gdzie oni są?
– Pewnie byli pod wpływem symulacji – odpowiada To-bias. – A są… – Urywa. – Kto wie gdzie. I kto wie, co robią.
Przerwaliśmy symulację – przypomina mi o tym ciężar twardego dysku w mojej tylnej kieszeni – ale nie czekaliśmy, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie. Co się stało z naszymi przyjaciółmi, kolegami, przywódcami, frakcjami? Nie ma  jak się dowiedzieć.' Było już grubo przed 23.. chciało mi się spać i zrezygnowana wzięłam prysznic. Rozczesując włosy przed snem zerknęłam jeszcze na krótki fragment tej książki.
-Chodź już spać-Shailene zrobiła spojrzenie szczeniaczka.
-Jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać obiecuję-powiedziałam.
-Proszę!-nalegała. Uległam dziewczynie i położyłam się obok. Przyjaciółka wtuliła się we mnie.
-Dobranoc-pocałowała mnie w policzek. Spojrzałam na nią z lekkim fochem-Kocham cię.
-Ja ciebie też-przytuliłam ją. Przez tę cholerną książkę nie mogłam zasnąć! Cały czas korciło mnie by wziąć ją w dłoń i zaczytać się na amen!. Organizm jednak zmęczony zadecydował że powinnam zasnąć i powieki opadły .. ziewnęłam i po chwili już spałam.
***************************************************
Witam wszystkich gorąco.
Cóż dostałam ataku weny i skończyłam rozdział szybciej niż planowałam.
Nie znaczy to oczywiście że już nie bd tu rozdziału jak na poprzednim blogu xd
Ogólnie miałam mniej nauki bo poprawiłam historię.
Została mi tylko znienawidzona przez wielu uczniów królowa nauk czyli matematyka.
Muszę ostro wziąć się do pracy.
Co myślicie o rozdziale?
Wiem że jest stuknięty!
Ale myślę że spodoba wam się ta historia.
Muszę jednak wiedzieć czy mam dla kogo pisać.
Błagam was kochani dodawajcie się do obserwowanych. 
Mam dla was małe wyzwanie 30 kom=next.
Komentujcie proszę :(
Wiem że może przesadziłam ale czytam blog Julki Hejnar.. czy jakoś tak :D
Dziewczyna ma po 70 komentarzy pod rozdziałem.
I myślę że dacie mi tą małą motywację.
Kolejny rozdział 12 stycznia już po wystawieniu ocen ;)
Pozdrawiam was kochani ♥
PS: WIERNA WIDZĘ CIĘ NA GG !!!!! :* ♥
Mordy ♥

niedziela, 7 grudnia 2014

Powitanie ;)

Witajcie miśki na moim nowym i NAPEWNO prowadzonym blogu :D Ta historia będzie trochę dziwna.. przekonacie się xd. Tak jak mówiłam chcę zacząć po nowym roku dopiero. Ale już mówiłam oceny próbny Egzamin gimnazjalny..Whatever xdNo i oczywiście czekam na powrót Eveline Dee mam nadzieję że przyjmie moje zamówienie na szablon xd.Dobra to ja już zmykam :D
DO STYCZNIA XD